Zabiję go.
Słowa Lucasa sprawiły, że zadrżała, a coś znowu nieprzyjemnie przewróciło jej się w żołądku. Bywały chwile, kiedy czasami irracjonalnie się go bała; nie dlatego, że mógłby jej coś zrobić, tylko dlatego, że jego oczy bywały nieustępliwe i błyszczały w sposób mówiący jasno, że komuś innemu mogłaby stać się krzywda.
Czytała z jego twarzy. Zawsze wyłapywała każdą emocję, szczerość i fałsz. I wiedziała. Już teraz wiedziała, że została oszukana przez Jamesa.
Nie wiedziała czy go przeprosić za to, że zamiast wierzyć jemu, w tej swojej słabości uwierzyła Jamesowi i jego szopce. Czy sama powinna się gniewać? Czy pragnęła przelewu krwi, której już za dużo czuła dookoła?
-
Nie jestem tak silna jak myślisz. Nie byłam...- wyszeptała, zagryzając tak mocno wargę. Wstydziła się tego, że nie mogła mu dorównać, że nigdy nie będzie wystarczająco mocna, by nie musiał jej wiecznie chronić.
James się nią zajął. Oczywiście, tylko zupełnie nie w sposób, w jaki powinien. Zostawił w Rory tyle ran, że pomimo upływu czasu, nadal nie umiała wszystkiego poskładać do kupy. Dał jej wszystko i odebrał wszystko; Lucasa, godność, szacunek do samej siebie, kiedy dilowała w klubach i na ulicy, żeby opłacić czynsz, bo tylko tyle
podobno mógł zrobić.Tylko tyle, by nikomu nie stała się krzywda.
W moim życiu nigdy nie było innej kobiety, Rory
Zaśmiała się. Przez łzy, krótko, trochę z czystą rozpaczą.
Głupia, głupia, głupia.
Potrzebowała zapewnienia, ciepłych ramion w koło siebie. Jego. Jedynego mężczyzny, którego kochała właśnie w ten jedyny, gorący sposób.
-
Przepraszam...- wyszeptała, kiedy pocałował jej wargi, a ona odwzajemniła pocałunek. Mocno, gwałtownie, nie mogąc oderwać się od ust, które tak dobrze znała, które godzinami wyznaczały wilgotne ścieżki na jej skórze. -
Przepraszam - powtórzyła, pogłębiając pieszczotę, lekko dosuwając się do niego, by przylgnąć całym ciałem, zabierając mu oddech kolejnymi pocałunkami.
Była jego. Zawsze, przez te wszystkie lata, nawet wtedy, kiedy leżał obok niej inny mężczyzna, w którym próbowała odnaleźć chociaż cząstkę narzeczonego. Nikt mu nie dorównywał, nikt nigdy nie zagościł ponownie w jej sercu.
Jęknęła z ulgą, cicho, odchylając głowę, kiedy wplótł palce w kosmyki jej włosów. Oblizała wargi, kiedy te jego skierowały się na wrażliwy punk jej szyi, a Rory wbiła mocniej palce w jego kark, znacząc go paznokciami.
Nie chciała już o niczym myśleć. Nie teraz, kiedy znowu miała go blisko. Jutro. Jutro przyjdzie na to czas, na setki pytań i odpowiedzi, na dalsze łzy, które teraz zdobiły też jej policzki.
-
Myślałam, że już nie wrócisz - zacisnęła uda na jego biodrach, ocierając się znacząco o jego ciało; wystarczyła chwila by była mokra, by czuła jak skóra parzy ją i domaga się zdjęcia niewygodnych, przemokniętych ubrań. Dosięgnęła palcami guzików jego czarnej koszuli, rozpinając jeden po drugim by odsłonić klatkę piersiową, błądząc po niej palcami, zahaczając o sutki, wyliczając przy tym każde uderzenie jego serca i uniesienie klatki piersiowej przy przyśpieszonym oddechu. Zmrużyła rozkosznie powieki, przechylając głowę, wbijając ciemne, iskrzące spojrzenie w jego przystojną twarz.
-
Kochaj się ze mną - poprosiła, chwytając jego przegub, sprawnie nakierowując jego palce na jedną z piersi, jędrną i wyczuwalną pod cieniutkim materiałem bluzki. Westchnęła bezwstydnie, kiedy pokierowała dłoń niżej; na swój brzuch, podbrzusze, aż w końcu na górną część uda. -
Kochaj się ze mną, Lucas - tym razem brzmiało to bardziej jak rozkaz, a nie pytanie, a ona wyrwała się do przodu, by gwałtownie go pocałować, kąsając zębami jego dolną wargę. Była złakniona i do granic możliwości podniecona,; bo kochała go najmocniej na całym, jebanym świecie, a jej ciało reagowało instynktownie na najmniejszy jego dotyk.
Zsunęła z ramion bluzkę, pozwalając by upadła gdzieś obok kuchennej wyspy. I ciągle tylko na niego patrzyła, w ten błagalny, pełen miłości sposób, odrobinę bojąc się, że zaraz ją od siebie odsunie.
@Lucas Cavil