Kac.
Zdecydowanie wczoraj przesadziła, a tępy ból głowy przypominał jej o tym w każdej minucie, odkąd tylko zwlekła się z łóżka. Obrazy poprzedniej nocy wciąż stawały jej przed oczami, przypominając o własnym zachowaniu, które nawet nie stało obok słowa odpowiedzialność. Na początku było gładko, kilka szklaneczek whisky, przyjemna rozmowa z barmanem, odrzucanie darmowych drinków z rąk nadętych gości baru, a potem… Cóż, potem były tańce, śpiewanie aż do zdarcia gardła, czujne pilnowanie przyjaciółki przed natarczywymi mężczyznami. Pamiętała wszystko, wraz z krętym powrotem do domu, tańczeniem na środku skrzyżowania, odprowadzeniem znajomej do domu. Potrafiła sobie przypomnieć zażartość z jaką ściągała buty we własnym domu, jak rozchichotana śpiewała sprośne szanty w drodze do łóżka, po drodze zrzucając elementy ubioru bezpośrednio na podłogę. Było dobrze, błogo, wręcz wspaniale, bowiem żadne natrętne myśli nie zaprzątały jej głowy. Była lekka, wesoła, inna niż na co dzień, ale to skończyło się wraz z nadejściem poranka.
Kręciła się po mieszkaniu w jeszcze wciąż świątecznym dresie. Przypominała szlajającego się ducha, szukając zajęcia, które odwróciłoby jej uwagę od szumów w głowie. Wywróciła więc pół domu do góry nogami, próbując poukładać dokumenty z warsztatu, jednak nie sądziła, że ostatecznie będzie to beznadziejny pomysł. Już po godzinie miała ochotę wyskoczyć przez okno i zapewne by to zrobiła, gdyby nie fakt, że upadłaby z parteru wprost na trawę, nawet nie było sensu się wysilać z otwarciem okna. Od trzech godzin piła jedną kawę, teraz już zimną, a w brzuchu burczało jej złowrogo, choć nie była jeszcze w stanie tknąć żadnego posiłku, a przynajmniej nie mogła patrzeć na jedzenie, które miała w domu.
Była już gotowa się poddać, wrócić do łóżka i ku rozpaczy odespać swoje samopoczucie, nawet zaczęła powłóczyć nogami w kierunku sypialni, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Nie. To nie było zwykłe pukanie, a tubalne walenie, które w moment wywołało grymas na jej zbolałej twarzy. W pierwszej chwili nie miała najmniejszej ochoty otwierać. Nie dziś, może jutro. Jednak zdała sobie sprawę z tego, że natręt, ku jej rozpaczy, nie odejdzie. Z wolna złapała za klamkę i otworzyła drzwi zbyt szybko, aż w oczach jej pociemniało, a świat zawirował. Nie zdążyła nawet dobrze przetrawić tego, co widziała, a mężczyzna zdołał już wystrzelić do niej masę słów. Zmarszczyła brwi i rozchyliła usta w niemym zaskoczeniu, próbując zmusić szare komórki do wytężonej pracy. –
Dzień dobry… - odpowiedziała ostrożnie, uważnie lustrując mężczyznę z góry do dołu i z powrotem. Paczka. Miał paczkę, a to już jakiś trop. Nachmurzyła się zaraz, jakby otrzeźwiała przez świeże i chłodne powietrze. Przecież ostatnio niczego nie zamawiała, coś tu nie grało… -
Hola, hola – uniosła dłoń, a ton jej głosu prędko zmienił się z ochrypłego na chłodny, zaciągający hiszpańskim akcentem, a niedowierzenie malowało się cieniem na jej twarzy. To musiała być pomyłka, a paczka z pewnością należała do innego sąsiada, choć dla niej mogła pochodzić choćby z kosmosu. –
Niczego nie podpiszę, proszę to zabrać - odparła buńczucznie z jawną arogancją, unosząc jedną z brwi w wyrazie politowania. Czyżby znowu akcja pod tytułem „odbierz paczkę, a gigantyczny rachunek wyślemy ci za miesiąc”? O co to, to nie, nie z nią te numery.
@Xavier Lennox