-
Dokładnie tak, a dużo wódki z dobrym sokiem jest w stanie zetrzeć każdy dziwny posmak - odpowiedziała rozbawiona, puszczając mu żartobliwe oczko żeby było wiadomo, że nie mówiła tego serio. Koniec końców tamten drink wcale nie był taki okropny, zwyczajnie nie przypasował jej aż tak. A teraz... skoro już w duchu zdążyła zrezygnować z całego tego, chyba w rzeczywistości śmiechu wartego, pomysłu o próbach dogadania zakupu zioła przy barze w trakcie imprezy, to autentycznie zapragnęła skorzystać z okazji do zatańczenia. Niestety, biorąc pod uwagę jej ostatnio mocno średni nastrój, jak i swego rodzaju rozczarowanie tym, że jej pomysł w sumie spełzł na niczym, potrzebowała lekkiego wspomagacza w postaci alkoholu. Zamiast płacić za jeszcze kilka drinków albo zestawów szotów, wolała wydać raz, nieco więcej, ale przynajmniej na coś co ją początkowo trochę sieknie. Tak żeby tylko się przełamać z samym wyjściem na parkiet...
Gdzieś za swoimi plecami, jeszcze z nie tak bliska usłyszała dość poważną obelgę. W tej samej chwili chciała obejrzeć się za siebie, kierowana ciekawością co to za awanturniczka i wobec kogo stosuje takie niewybredne słowa - ot, raczej naturalny odruch w takich sytuacjach. Tylko że zanim zdążyła się odwrócić choćby przez ramię, odezwał się do niej barman... z ostrzeżeniem. Blondynka, mimo że nie miała nic za uszami (w każdym razie ani dziś, ani w ostatnim czasie raczej nie zachodziła za skórę nieznajomym jak popadnie), od razu się spięła i teraz tym bardziej potrzebowała skontrolować, co i jak - lecz znowu jej reakcja była spóźniona.
Łapy precz od mojego męża! Po tych słowach, wypowiedzianych już stanowczo z bliska, przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Prawdopodobnie poczucie dyskomfortu wynikało o wiele bardziej z tego, że damski, przepełniony groźbą głos płynął bezpośrednio zza niej, a ona naprawdę nie była w nastroju na jakieś konfrontacje, zwłaszcza aż tak pomylone, bo kurde, niby o jakiego faceta miałoby chodzić? -
Jakiego znowu męża? - obracając się na barowym hokerze, odwarknęła tym pytaniem z nieukrywanym oburzeniem - oburzeniem głównie za omylne posądzenie i naruszenie przestrzeni prywatnej, co stało się dla blondynki oczywiste jeszcze zanim zwróciła się twarzą do Katji. Marszcząc groźnie brwi zadarła dziarsko podbródek, bo co jak co, ale ta przypierdolka to była mocno z dupy i mocno nie w smak dziewczynie. -
Pani się chyba coś mocno... - zaczęła ostro, jednak przez chwilę się zawahała - wyobraziła sobie, że kobieta jest bardzo mocno przewrażliwioną żoną... Stanley'a. Nie mignęła jej wprawdzie obrączka na jego palcu (przyglądała się przecież jak robił drinki, zauważyłaby), no ale nie wszyscy nosili obrączki. To było jednak mocno komiczne wyobrażenie, biorąc pod uwagę że barman miał tyle samo lat co ona, zaś narwana Katja wyglądała na wyraźnie od nich starszą. Zresztą sam szatyn przecież po prostu wykonywał swoją pracę i zapewne nieraz siedziały naprzeciwko niego dziewczyny wyglądające i zachowujące się o wiele bardziej wyzywająco niż Pearson, która ubrała się na to wyjście dość prosto i niezbyt prowokująco (sorki panie Mistrzu Gry, kurteczka w szatni). No i najważniejsze - Harris powiedział o niej
jakaś typiara, co od razu powinno zapobiec takiej głupiej wędrówce jej myśli.
Zaraz przypomniała sobie o przysypiającym na blacie baru dosłownie tuż obok jegomościu. -
Chodzi o niego? - zapytała prędko i wskazała go sugestywnym skinieniem głowy do boku. -
Bo jeśli tak, to jak widać, rączki mam przy sobie. - Nawet uniosła te swoje wytatuowane dłonie trochę w geście obronnym, choć całościowo musiała wypadać ostatecznie... dość lekceważąco. Paniusia pozwoliła sobie bardzo nieładnie do niej odezwać, jednak Harper pozostawała jeszcze przez chwilę zbyt zaskoczona jej pojawieniem się z taką a nie inną pretensją, więc na razie zignorowała ten fakt. Ten wyrzut był dla niej tak bardzo absurdalny i dobrze wiedziała, że na pewno nie chodziło o nią - od jakiegoś czasu nie dotyczyły jej żadne bliższe stosunki damsko-męskie, zatem nie mogłaby nawet przypadkiem "położyć łap" na czyimś mężu - stąd w jej błękitnym spojrzeniu na pewno próżno było szukać pokory, wstydu albo czegokolwiek co sugerowałoby, że miała zamiar przepraszać. Z jej perspektywy dlatego, że niczemu nie była winna. Z kolei z perspektywy rozjuszonej Katji, cóż, równie dobrze mogła wydać się bezczelną małolatą, która dobrze wie o co chodzi, ale nie ma w sobie za grosz poczucia winy mimo wiadomej winy na sumieniu.
Ostatecznie Harper była skłonna odpyskować jeszcze parę razy, ale kobieta zdawała się jakby nie łapać, że ta się z nią pierdzieli nie dlatego, że ma coś do ukrycia i próbuje się tego wyprzeć, tylko właśnie dlatego, że sytuacja kompletnie jej nie dotyczyła. A kiedy ten totalny brak zrozumienia dotarł do blondynki, konfrontacja momentalnie przestała ją bawić, tak jak sam w sobie temat zdrady nie bawił jej w najmniejszym stopniu.
-
Niech pani w końcu zakoduje, że to jakaś pomyłka. Mnie nawet... nie interesują mężczyźni, bo jestem lesbijką! - Nieładnie tak kłamać, ale skoro nagle miała na poważnie dość tej farsy, to uciekła się do wyjaśnienia, które powinno było definitywnie zakończyć temat - i faktycznie tak się stało. Gdy Katja zaniemówiła, Pearson z wymalowanym na twarzy zacięciem wstała ze swojego stołka, mając zamiar najzwyczajniej w świecie odejść. Jednak pewne zagubienie wymieszane z żalem w oczach nieznajomej na krótki moment ją zmiękczyło. -
Naprawdę mi przykro, że to panią spotkało, ale skoro facet panią zdradził, to nie jest warty, żeby się po nim emocjonować. - Przelotny, słaby uśmiech zagościł na jej ustach, podczas gdy wewnętrznie Harper zaczęła się kruszyć, bo w pewnym sensie mówiła o samej sobie jako o tej, która nie zasługiwała na jakiekolwiek rozpamiętywanie - o czym wiedziała tylko ona, ale to wystarczyło aby uleciały z niej resztki dobrego humoru. Teraz na pewno nie miała zamiaru dłużej tu zostawać. Zerknęła jeszcze tylko na Stanley'a, nieznacznie skinęła mu głową w ramach bezsłownego pożegnania, a potem już zdecydowanym krokiem wyminęła kobietę, z podniesioną głową ruszając w kierunku szatni, a następnie wyjścia. Po opuszczeniu lokalu mogła za to z całkowitą swobodą się rozkleić.
[ zt ]
@Mistrz Gry @Stanley Harris