Powiedzieć, że oczekiwał w napięciu, to jak nic nie powiedzieć. Zabawne – wszystkie znaki na niebie mówiły bardzo wyraźnie, że są sobie z Lisą pisani. Nie, inaczej: że oboje chcą dla siebie jak najlepiej, darzą się wzajemnie głębszymi uczuciami i od dłuższego czasu mają nadzieję na coś więcej. Tylko żadne z nich nic z tym nie robiło. Ona, bo obawiała się zaangażować, miała za sobą nieciekawe doświadczenia i wolała nie wychodzić pierwsza naprzód, żeby się na tym nie sparzyć. On, bo był pipą. Dorosłym, poukładanym, odpowiedzialnym mężczyzną, który nie wykonuje żadnego bardziej znaczącego ruchu w kierunku dziewczyny, za którą szaleje, ponieważ jest ślepy (he he :lol) i nie widzi, że mógłby to zrobić, a ona przyjęłaby jego śmielszy gest z otwartymi ramionami. Skoro więc aż tak mocno nie ogarniał sytuacji raczej oczywistej, nic dziwnego, że obserwowanie jej mimiki i cała ta niezręczność wyznania oraz późniejszego czekania na reakcję… stresowały go. To nie było coś, bo przytrafiało mu się co czwartek. Chodziło o jego uczucia, które naprawdę dojrzały do obecnej formy, a wobec tego ich ewentualne odrzucenie sprawiłoby poważny ból – zatem obawiał się tej odpowiedzi.
A takiej na pewno się nie spodziewał. Miał wprawdzie szczerą nadzieję na potwierdzenie z jej strony, że czuje do niego coś podobnego, ale ta bezpośredniość go zaskoczyła. I najgorsze, że nawet biedak nie zdążył zareagować na jej przyznanie się do tego, że go…
kochała. Pragnął wrócić do jej ust, mocno ją objąć, wnieść do wnętrza domu, już nie wypuszczać jej ze swoich ramion… no ale zabiła go nową informacją. To znaczy najpierw się zaniepokoił, jak tylko zasygnalizowała, że ma dla niego jakieś wieści, a jak już zaraz powiedziała o co chodzi, to jakoś tak zamarł i tylko zmarszczka między brwiami pogłębiała mu się przez następnych kilka sekund milczenia, podczas których ciężko trawił to co usłyszał. -
To znaczy… – zaczął bezmyślnie powtarzając te dwa słowa, pojawiające się jako początek każdego kolejnego sprostowania z jej strony. Niby rozumiał, co to znaczy. Akurat w konie to on rozumiał. Zwyczajnie może za dużo dobrych wieści na raz?
-
Cholera, Lisa. – Nie zabrzmiał na zadowolonego, chociaż to w ogóle nie tak, że był zły. Otello był znakomitym wierzchowcem, a Luke miał ten przywilej pracować z nim w sumie chyba już od czterolatka. Nie dało się zaprzeczyć, że ten Rohan miał w sobie coś wyjątkowego, a blondyn niesamowicie doceniał możliwość trenowania go i startowania na nim w coraz wyższych klasach zawodów. Tyle, że w ostatnim czasie został wystawiony na sprzedaż (prywatne powody dotychczasowej właścicielki, nie wnikał) i ich wspólna przygoda mogła się równie dobrze skończyć, gdyż nowy właściciel Otella wcale nie musiał chcieć, aby koń pozostał pod skrzydłami Sugarmana. On sam rozważał jego odkupienie… tylko że cena go pokonała. Nie było to wielkie zaskoczenie, że ciemnogniady miał aż taką wysoką wartość – z jego pochodzeniem, umiejętnościami i osiągnięciami ciężko byłoby oczekiwać mniej. Kupienie go to jak inwestycja. I coś ciężko byłoby mu uwierzyć, że Lisa zainteresowałaby się tą konkretną inwestycją, gdyby nie on. Zacisnął mocniej dłonie na tych jej drobnych rączkach i westchnął ciężko. Trochę było mu jednak wstyd. –
Ja… Ty… Nie powinnaś… – Zaciął się. Nie wiedział jak to ująć, żeby nie wyjść na niewdzięcznego. Nie planował też kwestionować jej decyzji, bo wychodziło na to, że ona już zapadła i została dokonana. Powoli przysunął się do niej i oparł czołem o czubek jej głowy, przymykając przy tym swoje niebieskie ślepia. Był teraz tak niewyobrażalnie zmieszany. Ona też była z tego świata i na pewno rozumiała, że ta wiadomość była dla niego najlepszą możliwą. Liczył, że zrozumie też, że mógł poczuć się z tym z początku lekko nieswojo, albo wręcz najzwyczajniej głupio.
-
Cholera – powtórzył, ale zaraz wybrzmiało ciche parsknięcie powietrzem z nosa, więc ton też wypadał luźniej niż przed momentem. –
A ja mam dla ciebie marne kwiaty i babeczki – zaśmiał się słabo, troszkę tak bezradnie, jeszcze procesował to wszystko. Ale… jak już był znów tak blisko niej… a teraz mógł… Jednak wyjaśniających słów mu starczyło. Nagle wypuścił z uścisku jej dłonie, ujął jej śliczną buzię i zachłannie wrócił do jej warg swoimi. Wcześniej nie miał realnego pojęcia, ile tracił, lecz nie miał zamiaru tracić już nic więcej. -
Tak się cieszę, że wróciłaś – wymruczał prosto w jej usta, od których oderwał się tylko na tych kilka sekund, żeby jej to zakomunikować. A potem oddał się kolejnym pocałunkom i nie powstrzymał się przed naparciem na nią, żeby oparła się plecami o ścianę, i żeby on mógł wtedy oprzeć się o nią. Nowe forum, nowy Luczek. Troszkę.
@Lisa Austen
so i run __ and hide and tear myself up
start again with a brand new name __ and eyes that see into
i__n__f__i__n__i__t__ y
nagroda za I msc. w rankingu: podwójne punkty doświadczenia za kolejny już tylko 1 trening